środa, 8 lutego 2017

Dwie teczki. Trzy lustracje.

     Dawno, bardzo dawno temu, w latach kontrreformacji pewien ksiądz, a później święty Filip Neri, po usłyszeniu grzechu pomówienia podczas spowiedzi miał rzec do pewnej niewiasty –„Idź na targ, kup zabitą, ale nie oskubaną kurę, następnie za miastem przejdź się kilka razy w tę i tamtą stronę, a w ciągu spaceru oskub całą kurę. Po skończeniu tej czynności wróć do mnie i zdaj mi sprawę z dokładnego spełnienia rozkazu”. Kobieta gdy już wypełniła zadanie i po pewnym czasie powróciła do spowiednika miała usłyszeć –„wiernie spełniłaś pierwszą część rozkazu. Wypełnijże teraz drugą, a będziesz zupełnie uzdrowiona. Wróć na to samo miejsce, skąd przychodzisz, obejdź te same drogi, po których idąc skubałaś kurę i pozbieraj wszystkie pióra, które rozrzuciłaś po drodze”. Oczywiście niewiasta nie była w stanie wykonać prostego na pozór zadania wyzbierania piór. Zapewne poczuła swoją winę dogłębnie i może również zrozumiała, że już nie jest w stanie naprawić wyrządzonej krzywdy.

     Tyle morał i zamierzchła mądrość świętego. W naszej dobie natomiast od teczek specjalnego znaczenia do pomówień droga prosta lecz niezmiernie okrutna. Rzeczywistość wygląda bardzo źle, pióra latają jak opętane zaśmiecając nasz kraj, ale co gorsza nie widać końca zadymy. Po dwudziestu siedmiu latach wolności od komuny coraz bardziej grzęźniemy w bagnie i hańbie jej nierozliczenia, a był dostępny przecież czas, gdy prawie wszyscy Polacy wspólnie i metodycznie podjęli skuteczną próbę zrzucenia kajdan czerwonego ucisku. Niestety, tak się „obalaniem komuny” zmęczyli, że zapomnieli wyrwać „czerwony chwast” razem z korzeniami do samego jego końca. Już podczas „rozmów na okrągło” późniejsi tolerancyjni, różowi, kolorowi, oświeceni inaczej, czy też kosmopolici zarzucali tym, którzy chcieli lustracji i dekomunizacji, butę, radykalizm i podżeganie do nienawiści. Podnoszą do dnia dzisiejszego pogląd, iż pokojowe przejście do nowego systemowego rozdania bez przelewu krwi stanowi wartość najwyższą. Nie chcą zauważyć, że jednak krwi przelewać nie chciano, a tylko rozliczyć, a później zakazać beneficjentom tamtego reżymu panoszenia się w nowym. A może działacze solidarności myśleli, iż czerwoni to ludzie z klasą, na stanowiska w III RP pchać się nie będą, zresztą za komuny się już wypaśli. No ale, jeżeli sam guru wszystkich guru, „autorytet solidarności niebywały” Adaś Michnik i jego as, człowiek honoru, najdoskonalszy autor stanu wojennego generał Kiszczak padają sobie w ramiona, to co wtedy mógł myśleć zwykły działacz dolnego szczebla.?
     Dzisiaj wiemy, że dla czerwonych karierowiczów oraz lewaków zmiana barw nie stanowi żadnego problemu i są oni niestety zaciekłymi wrogami lustracji i dekomunizacji wziętymi pod skrzydła naszego Adasia Michnika... Tym przekrętom na nic wzorce procesu denazyfikacji w Niemczech Zachodnich czy lustracji dokonanej poprzez komisję Joachima Gaucka.
     Jednym z elementów dekomunizacji miała być lustracja od której siłą rzeczy uciec się nie udało. Odbyła się już dwukrotnie, a jej trzecią odsłonę mamy w toku. Pierwszą próbę podjął Antoni Macierewicz, przegrał z agenturą i teczkami z kretesem. Publicznie stawiam proste pytania. Przegrał, bo może celowo chciał przegrać.? A może przegrał, bowiem źle się przygotował do jednego z najistotniejszych zadań politycznych Polski końca XX wieku.? Ot i ciekawostka, ale owa beznadziejna „macierewiczowa próba teczkowa” ośmieszyła samą ideę w narodzie na wiele lat, oraz wzmocniła „wałęsową lewą nogę”, tego nie sposób nie zauważyć. Drugą próbę podjęto działając na agenturalną czerwoną hydrę tak zwanym sądem lustracyjnym, a ustami rzecznika interesu publicznego strącano autorytety, tylko jak dzień dzisiejszy pokazuje, to ów sąd działał bardzo wybiórczo, ograniczony ustawą, chociażby w sprawie Lecha Wałęsy. A zatem i druga próba zamiast przynieść rozwiązanie problemu nawarstwiła go i zapętliła niebywale.
     Dzisiaj mamy do czynienia z próbą trzecią, nazwałbym ją „historyczną”, bowiem jest ona ostateczna i głównie przez historyków prowadzona. Jak wiemy, Instytut Pamięci Narodowej posiada archiwa, a historycy wyciągają z nich raz po raz różne postaci i podejmują nad nimi osąd. Pan Profesor Jerzy Eisler rzekł tak – „tylko my historycy wiemy najlepiej, oczywiście ze względu na nasze przygotowanie badawcze, jak interpretować teczki.” Profesor pracuje w IPN jako historyk, a to, że kiedyś był w PZPR to nie ważne jest... Sławomir Cenckiewicz, też historyk, ostatnio wypowiada się tak, jakby tylko on sam posiadł wszelką wiedzę w tym temacie i teraz będzie sądzić żywych i umarłych. Zważywszy powyższe, to jakoś nie przemawia do mnie próba zawłaszczenia naszego narodowego problemu przez historyków. Nie mogę zgodzić się z taką lustracją, która w dalszym ciągu trwa, to dobrze, ale że bardzo wybiórczo, to już jest fatalne niestety. Co rusz ktoś nam z szafy wypada, i przeważnie jedna historyczno-publicystyczna rozprawka kończy człowieka. Chociażby ostatnia bardzo przykra i wątpliwa moralnie sprawa profesora Witolda Kieżuna...
     Jakakolwiek próba lustracyjna po sprawie profesora będzie dla mnie wielką zagadką i nie uwierzę nikomu, gdy sam nie zobaczę i nie przeczytam teczki, do tego doprowadziliście panowie sędziowie sumień. Powinniście też wiedzieć, że na prawicy oskarżenie o współpracę niesie za sobą śmierć cywilną oskarżonego, a po komuchach takie oskarżenie spływa jak woda w górskim potoku.
     Według mnie Macierewicz sprawę lustracji utopił. Rzecznik Interesu Publicznego zagmatwał tak, że naród nic z tego kabaretu nie zrozumiał, a dzisiaj dramat kończą historycy. Panowie, a co ze zbiorem zastrzeżonym.? Jak długo będziecie chronić i bronić w IPN ów twór.? Dlaczego bijecie w sędziwego profesora, a nie próbujecie dobrać się do tego zakazanego zbioru.? Tacy odważni jesteście.? Jeżeli w tym zbiorze pochowali się najistotniejsi gracze polskiej polityki to ujawnijcie ową sztuczną tajemnicę państwową. Zostaniecie bohaterami, bo to co robicie teraz, to również jakaś forma agenturalności albo piaskownica. Czy taki Strasburg za nas Polaków musi goić rany.? Mam na myśli ostatnią uwerturę „Miodek versus Braun”. W stronę obecnych lustratorów profesora Witolda Kieżuna skierowano pytania zasadnicze ale nie usłyszałem odpowiedzi na nie. Pytano wprost, czy profesor brał pieniądze, czy może donosami kogoś skrzywdził.? Nie ma żadnych jasnych odpowiedzi na takie przecież proste pytania. A zatem, czy z czystym sumieniem, należało stwierdzić, iż Profesor Kieżun był agentem w myśl tej właśnie terminologii.? Czy też może był tylko tajnym współpracownikiem esbeckim, jednakże nie przynoszącym wymiernej szkody swoim braciom.?

     Dziką lustrację przeprowadzono pod koniec lat dziewięćdziesiątych na kapitanie Bolesławie Hutyrze inicjatorze zatrzymania procesu upadłości w stoczni gdańskiej. Hutyra, gdy tylko udanie działał na rzecz zebrania funduszy na uratowanie stoczni nie miał wtedy wrogów, nikt nie podnosił jego rzekomego działania na szkodę narodu poprzez komunistyczną agenturalność. Jednakże, gdy tylko wielka kasa została zebrana Hutyrę odstrzelono teczką. W roku 1998 próbował się bronić na konferencji prasowej w sejmie, ogłosił, iż dalej będzie bronić stoczni, cóż z tego, został sam i do tego z piętnem oskarżenia o współpracę. Poprzez granie teczką wyeliminowano działacza społecznego w niezwykle brutalny i haniebny sposób. Dla pewnych ludzi ważniejszym stało się domniemanie współpracy od rzeczywistych czynów jakich pomówiony dokonał. Platon w niesamowitej “Obronie Sokratesa” podniósł istotę prawdy, a było to dwa i pół tysiąca lat temu. Do dnia dzisiejszego się nic nie zmieniło. Walka prawdy z kłamstwem. Ludzkość nie dokonała w tej materii żadnego postępu. Ja wierzę, że prawda musi zwyciężyć. I tylko prawda będzie ciekawa, choć czasami niezmiernie brutalna. Tak, Hutyra był tajnym współpracownikiem. Chodził na esbeckie wezwania. Był marynarzem, dlatego między innymi go nękali szantażując paszportem. Musiał go mieć, aby móc swój zawód wykonywać. To takie czasy były, damy paszport obywatelowi lub nie damy. Ich cała filozofia. Paradoksalnie teczka Hutyry może być dowodem na jego postawę wobec komuny. Esbek pisze na jednej z kart o nim tak – „prowokuje, przychodzi na spotkania z matką boską w klapie marynarki, mierne źródło informacji, element antysocjalistyczny.” Czyż takie świadectwo wystawione przez aktywnego pracownika reżimu nie może być wręcz laurką dla Hutyry.? Na nikogo nie donosił, żadnych środków finansowych nie żądał, ani nie pobierał. W kolejnych kartach prowadzący esbek zaleca skreślić go z listy TW oraz oczywiście nie wydać paszportu. Przypadek Hutyry dowodzi jak jeszcze dużo do poznania w owych archiwach przed nami. Ale i ostrzega – zanim kogoś oskarżysz, zastanów się nad tym dobrze, bo człowieka jest bardzo łatwo zniszczyć, by za chwilę samemu spłonąć na stosie. A przypadek Witolda Kieżuna.? Cóż, skutecznie odarto go z godności oraz pozbawiono autorytetu. Zamknięto mu drogę dalszych wypowiedzi przecież tak przychylnych Polsce. Czy zakończyć lustrację.? Pewnie, że nie. Natomiast udostępnić wszystkim chętnym dostęp do archiwów. Tylko tak oczyścimy nasz kraj. A że spadnie przy okazji parę głów, parę autorytetów legnie w błocie, cóż otworzymy nowy rozdział naszej pięknej historii oraz uchronimy przyszłe pokolenia przed widmem powtórki z teczkowej wojny…

1 komentarz:

  1. Z teczki mojego Taty zamieszczam najważniejszy dokument. Broniąc się przed sądem, gdy był pomówiony przez byłego posła Feliksa Pieczkę oraz Zbigniewa Sulatyckiego (obaj działacze przy Radio Maryja, razem z Tatą zbierali pieniądze na stocznię) mówił, że podpisał dokument zobowiązujący go do obserwowania obcych statków na morzu. Sami esbecy o tym piszą i można znaleźć to w IPN. Jeden z historyków IPN powiedział mi, że nie ma żadnych dowodów na to, iż mój Tato był niewinny. Kim wy jesteście.? ten historyk powołał się na swoją wielką wiarę i służbę Polsce. Kim jesteś.? Ja się pytam Ciebie teraz publicznie, kim jesteś, aby móc tak bardzo szkodzić człowiekowi, który życiem swoim udowodnił swoje morale.

    OdpowiedzUsuń