Dawno, bardzo
dawno temu, w latach kontrreformacji pewien ksiądz, a później
święty Filip Neri, po usłyszeniu grzechu pomówienia podczas
spowiedzi miał rzec do pewnej niewiasty –„Idź na targ, kup
zabitą, ale nie oskubaną kurę, następnie za miastem przejdź się
kilka razy w tę i tamtą stronę, a w ciągu spaceru oskub całą
kurę. Po skończeniu tej czynności wróć do mnie i zdaj mi sprawę
z dokładnego spełnienia rozkazu”. Kobieta gdy już wypełniła
zadanie i po pewnym czasie powróciła do spowiednika miała usłyszeć
–„wiernie spełniłaś pierwszą część rozkazu. Wypełnijże
teraz drugą, a będziesz zupełnie uzdrowiona. Wróć na to samo
miejsce, skąd przychodzisz, obejdź te same drogi, po których idąc
skubałaś kurę i pozbieraj wszystkie pióra, które rozrzuciłaś
po drodze”. Oczywiście niewiasta nie była w stanie wykonać
prostego na pozór zadania wyzbierania piór. Zapewne poczuła swoją
winę dogłębnie i może również zrozumiała, że już nie jest w
stanie naprawić wyrządzonej krzywdy.
Tyle morał i
zamierzchła mądrość świętego. W naszej dobie natomiast od
teczek specjalnego znaczenia do pomówień droga prosta lecz
niezmiernie okrutna. Rzeczywistość wygląda bardzo źle, pióra
latają jak opętane zaśmiecając nasz kraj, ale co gorsza nie widać
końca zadymy. Po dwudziestu siedmiu latach wolności od komuny coraz
bardziej grzęźniemy w bagnie i hańbie jej nierozliczenia, a był
dostępny przecież czas, gdy prawie wszyscy Polacy wspólnie i
metodycznie podjęli skuteczną próbę zrzucenia kajdan czerwonego
ucisku. Niestety, tak się „obalaniem komuny” zmęczyli, że
zapomnieli wyrwać „czerwony chwast” razem z korzeniami do samego
jego końca. Już podczas „rozmów na okrągło” późniejsi
tolerancyjni, różowi, kolorowi, oświeceni inaczej, czy też
kosmopolici zarzucali tym, którzy chcieli lustracji i dekomunizacji,
butę, radykalizm i podżeganie do nienawiści. Podnoszą do dnia
dzisiejszego pogląd, iż pokojowe przejście do nowego systemowego
rozdania bez przelewu krwi stanowi wartość najwyższą. Nie chcą
zauważyć, że jednak krwi przelewać nie chciano, a tylko
rozliczyć, a później zakazać beneficjentom tamtego reżymu
panoszenia się w nowym. A może działacze solidarności myśleli,
iż czerwoni to ludzie z klasą, na stanowiska w III RP pchać się
nie będą, zresztą za komuny się już wypaśli. No ale, jeżeli
sam guru wszystkich guru, „autorytet solidarności niebywały”
Adaś Michnik i jego as, człowiek honoru, najdoskonalszy autor stanu
wojennego generał Kiszczak padają sobie w ramiona, to co wtedy mógł
myśleć zwykły działacz dolnego szczebla.?
Dzisiaj wiemy, że
dla czerwonych karierowiczów oraz lewaków zmiana barw nie stanowi
żadnego problemu i są oni niestety zaciekłymi wrogami lustracji i
dekomunizacji wziętymi pod skrzydła naszego Adasia Michnika... Tym
przekrętom na nic wzorce procesu denazyfikacji w Niemczech
Zachodnich czy lustracji dokonanej poprzez komisję Joachima Gaucka.
Jednym z
elementów dekomunizacji miała być lustracja od której siłą
rzeczy uciec się nie udało. Odbyła się już dwukrotnie, a jej
trzecią odsłonę mamy w toku. Pierwszą próbę podjął Antoni
Macierewicz, przegrał z agenturą i teczkami z kretesem. Publicznie
stawiam proste pytania. Przegrał, bo może celowo chciał przegrać.?
A może przegrał, bowiem źle się przygotował do jednego z
najistotniejszych zadań politycznych Polski końca XX wieku.? Ot i
ciekawostka, ale owa beznadziejna „macierewiczowa próba teczkowa”
ośmieszyła samą ideę w narodzie na wiele lat, oraz wzmocniła
„wałęsową lewą nogę”, tego nie sposób nie zauważyć. Drugą
próbę podjęto działając na agenturalną czerwoną hydrę tak
zwanym sądem lustracyjnym, a ustami rzecznika interesu publicznego
strącano autorytety, tylko jak dzień dzisiejszy pokazuje, to ów
sąd działał bardzo wybiórczo, ograniczony ustawą, chociażby w
sprawie Lecha Wałęsy. A zatem i druga próba zamiast przynieść
rozwiązanie problemu nawarstwiła go i zapętliła niebywale.
Dzisiaj mamy do
czynienia z próbą trzecią, nazwałbym ją „historyczną”,
bowiem jest ona ostateczna i głównie przez historyków prowadzona.
Jak wiemy, Instytut Pamięci Narodowej posiada archiwa, a historycy
wyciągają z nich raz po raz różne postaci i podejmują nad nimi
osąd. Pan Profesor Jerzy Eisler rzekł tak – „tylko my historycy
wiemy najlepiej, oczywiście ze względu na nasze przygotowanie
badawcze, jak interpretować teczki.” Profesor pracuje w IPN jako
historyk, a to, że kiedyś był w PZPR to nie ważne jest...
Sławomir Cenckiewicz, też historyk, ostatnio wypowiada się tak,
jakby tylko on sam posiadł wszelką wiedzę w tym temacie i teraz
będzie sądzić żywych i umarłych. Zważywszy powyższe, to jakoś
nie przemawia do mnie próba zawłaszczenia naszego narodowego
problemu przez historyków. Nie mogę zgodzić się z taką
lustracją, która w dalszym ciągu trwa, to dobrze, ale że bardzo
wybiórczo, to już jest fatalne niestety. Co rusz ktoś nam z szafy
wypada, i przeważnie jedna historyczno-publicystyczna rozprawka
kończy człowieka. Chociażby ostatnia bardzo przykra i wątpliwa
moralnie sprawa profesora Witolda Kieżuna...
Jakakolwiek próba
lustracyjna po sprawie profesora będzie dla mnie wielką zagadką i
nie uwierzę nikomu, gdy sam nie zobaczę i nie przeczytam teczki, do
tego doprowadziliście panowie sędziowie sumień. Powinniście też
wiedzieć, że na prawicy oskarżenie o współpracę niesie za sobą
śmierć cywilną oskarżonego, a po komuchach takie oskarżenie
spływa jak woda w górskim potoku.
Według mnie
Macierewicz sprawę lustracji utopił. Rzecznik Interesu Publicznego
zagmatwał tak, że naród nic z tego kabaretu nie zrozumiał, a
dzisiaj dramat kończą historycy. Panowie, a co ze zbiorem
zastrzeżonym.? Jak długo będziecie chronić i bronić w IPN ów
twór.? Dlaczego bijecie w sędziwego profesora, a nie próbujecie
dobrać się do tego zakazanego zbioru.? Tacy odważni jesteście.?
Jeżeli w tym zbiorze pochowali się najistotniejsi gracze polskiej
polityki to ujawnijcie ową sztuczną tajemnicę państwową.
Zostaniecie bohaterami, bo to co robicie teraz, to również jakaś
forma agenturalności albo piaskownica. Czy taki Strasburg za nas
Polaków musi goić rany.? Mam na myśli ostatnią uwerturę „Miodek
versus Braun”. W stronę obecnych lustratorów profesora Witolda
Kieżuna skierowano pytania zasadnicze ale nie usłyszałem
odpowiedzi na nie. Pytano wprost, czy profesor brał pieniądze, czy
może donosami kogoś skrzywdził.? Nie ma żadnych jasnych
odpowiedzi na takie przecież proste pytania. A zatem, czy z czystym
sumieniem, należało stwierdzić, iż Profesor Kieżun był agentem
w myśl tej właśnie terminologii.? Czy też może był tylko tajnym
współpracownikiem esbeckim, jednakże nie przynoszącym wymiernej
szkody swoim braciom.?
Dziką lustrację
przeprowadzono pod koniec lat dziewięćdziesiątych na kapitanie
Bolesławie Hutyrze inicjatorze zatrzymania procesu upadłości w
stoczni gdańskiej. Hutyra, gdy tylko udanie działał na rzecz
zebrania funduszy na uratowanie stoczni nie miał wtedy wrogów, nikt
nie podnosił jego rzekomego działania na szkodę narodu poprzez
komunistyczną agenturalność. Jednakże, gdy tylko wielka kasa
została zebrana Hutyrę odstrzelono teczką. W roku 1998 próbował
się bronić na konferencji prasowej w sejmie, ogłosił, iż dalej
będzie bronić stoczni, cóż z tego, został sam i do tego z
piętnem oskarżenia o współpracę. Poprzez granie teczką
wyeliminowano działacza społecznego w niezwykle brutalny i haniebny
sposób. Dla pewnych ludzi ważniejszym stało się domniemanie
współpracy od rzeczywistych czynów jakich pomówiony dokonał.
Platon w niesamowitej “Obronie Sokratesa” podniósł istotę
prawdy, a było to dwa i pół tysiąca lat temu. Do dnia
dzisiejszego się nic nie zmieniło. Walka prawdy z kłamstwem.
Ludzkość nie dokonała w tej materii żadnego postępu. Ja wierzę,
że prawda musi zwyciężyć. I tylko prawda będzie ciekawa, choć
czasami niezmiernie brutalna. Tak, Hutyra był tajnym
współpracownikiem. Chodził na esbeckie wezwania. Był marynarzem,
dlatego między innymi go nękali szantażując paszportem. Musiał
go mieć, aby móc swój zawód wykonywać. To takie czasy były,
damy paszport obywatelowi lub nie damy. Ich cała filozofia.
Paradoksalnie teczka Hutyry może być dowodem na jego postawę wobec
komuny. Esbek pisze na jednej z kart o nim tak – „prowokuje,
przychodzi na spotkania z matką boską w klapie marynarki, mierne
źródło informacji, element antysocjalistyczny.” Czyż takie
świadectwo wystawione przez aktywnego pracownika reżimu nie może
być wręcz laurką dla Hutyry.? Na nikogo nie donosił, żadnych
środków finansowych nie żądał, ani nie pobierał. W kolejnych
kartach prowadzący esbek zaleca skreślić go z listy TW oraz
oczywiście nie wydać paszportu. Przypadek Hutyry dowodzi jak
jeszcze dużo do poznania w owych archiwach przed nami. Ale i
ostrzega – zanim kogoś oskarżysz, zastanów się nad tym dobrze,
bo człowieka jest bardzo łatwo zniszczyć, by za chwilę samemu
spłonąć na stosie. A przypadek Witolda Kieżuna.? Cóż,
skutecznie odarto go z godności oraz pozbawiono autorytetu.
Zamknięto mu drogę dalszych wypowiedzi przecież tak przychylnych
Polsce. Czy zakończyć lustrację.? Pewnie, że nie. Natomiast
udostępnić wszystkim chętnym dostęp do archiwów. Tylko tak
oczyścimy nasz kraj. A że spadnie przy okazji parę głów, parę
autorytetów legnie w błocie, cóż otworzymy nowy rozdział naszej
pięknej historii oraz uchronimy przyszłe pokolenia przed widmem
powtórki z teczkowej wojny…
Z teczki mojego Taty zamieszczam najważniejszy dokument. Broniąc się przed sądem, gdy był pomówiony przez byłego posła Feliksa Pieczkę oraz Zbigniewa Sulatyckiego (obaj działacze przy Radio Maryja, razem z Tatą zbierali pieniądze na stocznię) mówił, że podpisał dokument zobowiązujący go do obserwowania obcych statków na morzu. Sami esbecy o tym piszą i można znaleźć to w IPN. Jeden z historyków IPN powiedział mi, że nie ma żadnych dowodów na to, iż mój Tato był niewinny. Kim wy jesteście.? ten historyk powołał się na swoją wielką wiarę i służbę Polsce. Kim jesteś.? Ja się pytam Ciebie teraz publicznie, kim jesteś, aby móc tak bardzo szkodzić człowiekowi, który życiem swoim udowodnił swoje morale.
OdpowiedzUsuń