środa, 11 stycznia 2017

Ziemia wszystko wyciągnie

Gdy już pół wieku minęło z życia Tadzia, postanowił rzucić kochającą żonę, syna, dom i ruszyć na podbój Ameryki. Wylądował w Detroit. Od razu rzucił się w wir pracy. O Polsce nie myślał, przecież wszystko już za sobą zostawił. Mijały lata. Żona zapomniała, ale Syn nie. Prosił ojca o powrót. Latał do niego. Bilety lotnicze na powrót kupował. Wszystko na nic. Tadziu miał swoje amerykańskie przyjaźnie. Domek. Nocną pracę sprzątacza w supermarkecie. Ale i flaszkę też codziennie miał. A ona go nadgryzła. Systematyczne obcowanie z okowitą doprowadziło Tadzia do upadku. W końcu wylądował w amerykańskim szpitalu. Cukrzycowa stopa została odjęta, amputowana. Wtedy ratunek jedyny dla Tadzia nadszedł z Polski. Syn. Poleciał po niego natychmiast. Podróż powrotną mieli potworną. Tadziu świeżo po operacji, jeszcze zamroczony. A Syn zmartwiony, przejęty, cóż jeszcze przyszłość przyniesie…

 Amerykański sen Tadzia skończył się, jeszcze raz w domu swoim polskim, próbuje żyć. Żona przyjęła go ze łzami w oczach. Już się nie kłócą, ale i też specjalnie nie rozmawiają ze sobą. Pozostała im tylko zwykła codzienność. Przebywanie razem oraz wspomnienia minionych lat.
– Tatuś może w końcu poszedłbyś na spacer. Zobacz jaki miły i ciepły wieczór. Chodź proszę razem ze mną, przejdziemy się, pogadamy – syn prosi Tadzia
– Czekam na śmierć – odparł Tadziu, siedząc wygodnie w tym swoim wózku inwalidzkim. Nie żali się nikomu. Nie narzeka na swój los. Zresztą, kto chciałby go teraz słuchać. Przegrał. Ameryki nie zdobył. Poległ. A ona mu jeszcze prawie nogę zabrała. Prawie jak na wojnie. Inwalidą wrócił. Całymi dniami ogląda telewizor. Gazety czyta. Ostatnio coraz rzadziej. Zamyka się w sobie. On. Kiedyś pełen życia. Dusza towarzystwa.
– Tatuś proszę Ciebie już kilka dni. Bierz lekarstwa. Kaszlesz. Chrapiesz. Smarkasz. Zarazisz nas tutaj wszystkich – wyraźnie zmartwiony Syn rzekł do Tadzia. Ale on, życiem przygnieciony dosłownie, bo i na wózku. Myślami błądzi wokoło, nie ma już prawie nadziei, jednakże tli się w nim jeszcze wspomnienie. Smak dobrego piwa. Zapach kobiety. Prędkość samochodu. Świeże poranne truskawki z jego własnego ogródka prosto do ręki. Przekręcił kółkiem wózka, podniósł głowę w stronę syna i rzekł – ziemia wszystko wyciągnie…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz